Wróciliśmy do domu cali i zdrowi. Młodzi żeglarze opuścili nas dzień wcześniej spiesząc się na regaty. Trasa była malownicza i pełna ciekawych akcentów. Generalna uwaga jest taka, że raczej nadająca się na hausboota a nie duży ( jak na śródlądzie) jacht żaglowy. Przeprawa przez zatokę była lajtowa bo zachodni wiatr, dość żwawy nie wybudowywał wysokiej fali i lekka, mieczowo-balastowa łódka zachowywała się spokojnie. Kierunek wiatru pozwolił nawet dopłynąć pod żaglami prawie do śluzy Gdańska Głowa. Dalej kawałek krętą Szkarpawą i nocleg w przystani Żuławki. Tu miłe spotkanie przy ognisku. Rano dalej do Krynicy Morskiej. Wiatr, który poprzedniego dnia nam sprzyjał, teraz wiał żwawo ze wschodu podnosząc trochę fali. Dla młodych żeglarzy, którzy jeszcze dużej wody nie widzieli było to więcej niż trochę. Halsowanie zajęło sporo czasu i ostatecznie zacumowaliśmy dopiero wieczorem. Nowiutka marina robi dobre wrażenia do czasu gdy w środku nocy rozdmuchał się żwawy wiatr wpędzając do wnętrza portu sporą falę. Trudno było opanować tańczącą na falach łódkę. W środę planujemy etap do Elbląga. Wiatr się wydmuchał i wieje z południowego wschodu. Pozwala to gładko dopłynąć do ujścia rzeki Elbląg a następnie, już przy użyciu motorka do mostu w Nowakowie. W rozpisce mam napisane, że most powinien otworzyć się o 1500 ale dla pewności dzwonię do operatora i dowiaduję się, że z powodu wysokiej wody most otwarty nie będzie. Pozostaje okrężna droga przez Nogat i kanał Jagielloński, ale na to jest już za późno. Wracamy na Zalew i wchodzimy do Suchacza gdzie jest dość przyzwoita przystań. Dzieciaki ( przepraszam - młodzież ) szaleją na małpiej linie wiszącej nad wodą. W czwartek ruszamy o 7 nie budząc młodzieży. Do Szkarpawy udaje się nawet pożeglować pod wiatr, który znowu wieje z północnego zachodu. Pod leniwy prąd Nogatu już na silniku a przed wejściem na kanał kładziemy ostatecznie maszt. Do Elbląga docieramy tuż przed pierwszą. Uzupełniamy paliwo co wymaga użycia taksówki i kanistrów. Lunch w postaci pizzy i po otwarciu mostów na rzece ruszamy w górę. Dzień kończymy przy pierwszej pochylni w Całunach. Po drodze przez totalnie zarośnięte jezioro Drużno. Przy pochylniach dołącza do nas Michał, który następnego dnia ma zabrać młodych żeglarzy na regaty. Ostatecznie odbiera ich dopiero po ostatniej pochylni w Buczyńcu dzięki czemu młodzi mogą w ustalonej przez siebie kolejności walić w gong oznaczający, że jesteśmy gotowi do ruszania. Dalej ruszamy już bez nich. Kanał biegnie wzdłuż zboczy, tak by nie trzeba było wykonywać głębokich wykopów ani nasypów skutkiem czego w8ije się malowniczo. Płynąc leśnym tunelem dopada nas gwałtowna burza. Pospiesznie zakładamy tent a skoro maszt i tak jest złożony ryzyko uderzenia pioruna wydaje się niewielkie. Wreszcie wypływamy na jezioro Ruda Woda. Jest to duże jezioro i doskonale nadaje się do żeglowania ale wiatr jest słabiutki (gdy akurat nie ma burzy ) a nam się spieszy wiec nie stawiamy masztu. Ostatecznie wieczorem docieramy do Jezioraka i o 2120 cumujemy w Chmielówce. Restauracja właśnie się zamyka i nie można zjeść w niej kolacji ale za to jest ognisko i zjadamy wraz z przyjaciółmi zapas przewidzianych na tą okazję kiełbasek. W sobotę już tylko rzut beretem do znajdujących się po drugiej stronie jeziora Siemian. Załoga pucuje jacht a ja odbieram czekający nas tu samochód i jadę do Iławy by zakupić koło ratunkowe, które, jak się rano okazało, zgubiliśmy ostatniego dnia. I to by było na tyle.
|